001 – Urzędnik też człowiek. Rozmowa z Ulą Dymek o negocjacjach mamy niepełnosprawnego dziecka z urzędnikami.
Spotkanie z Ulą Dymek, Fundatorką Fundacji AKACJA i mamą niepełnosprawnego Bartka, która negocjuje przede wszystkim z urzędnikami, ale opowiada także o negocjacjach z rodziną.
Z audycji dowiesz się, jak Ula
Jeżeli zainteresowały Cię metody negocjacyjne Uli, zapraszam Cię do ich analizy i omówienia, które znajdziesz tutaj, a jeżeli zapiszesz się na newsletter – podobna analiza przyleci do Ciebie mailem po publikacji każdej nowej audycji.
Posłuchaj na:
Nazywam się Kamila Jakubowska i witam serdecznie w podcaście Kobieta i argumenty. Audycji o negocjacjach w kobiecym wydaniu, w której pytam moje rozmówczyni i moich rozmówców o to, jak negocjują, jak osiągają, jak rozwiązują konflikty i jakie metody prowadzenia rozmów przynoszą im najlepsze rezultaty. Zapraszam do słuchania wszystkie panie, które chcą zdobywać nowe umiejętności negocjacyjne oraz wszystkich panów chcących poznać kobiecy punkt widzenia na negocjacje. A jeżeli znasz kobietę której audycja może w jakiś sposób pomóc, zmotywować ją, zainspirować lub sprawić, że spróbuje zaproś ją w naszym wspólnym imieniu do słuchania. Wszystkie odcinki znajdziesz na www.kobietaiargumenty.pl/audycja. Dziś rozmawiam z Ulą Dymek fundatorką Fundacji Akcja zajmującej się wspieraniem niepełnosprawnych dzieci i ich rodzin, mamą niepełnosprawnego Bartka. Ale co bardzo ważne, mamą aktywnie walczącą i zabiegającą o jak najlepszą kondycję swojego niepełnosprawnego dziecka i całej jego rodziny.
Ja Ci bardzo serdecznie dziękuję, że bierzesz udział w tej audycji. Witam serdecznie. Z nami jest Ula Dymek.
Witam wszystkich. Jestem właśnie, jak przedstawiła mnie Kamila, Ula. Jestem mamą dwóch chłopców, 19 latka i 14 latka. Do tego żoną która, według recepty jako żona, jako matka pracuje na kilku etatach, bo jeszcze ma swoje pasje, w których się rozwijam. Nie pracuję zawodowo, opiekuję się synem niepełnosprawnym, najstarszym. Ale jednocześnie znalazłam mnóstwo rzeczy, które zajmują mi myśli. Dzięki temu się uczę, rozwijam i jestem bardzo zajęta, co lubię.
Super. A co lubisz, co robisz, na co pozwala opieka nad niepełnosprawnym dzieckiem?
Jak był mały wydawało mi się że na nic nie pozwala. Najbardziej… Pracowałam zawodowo. Pracowałam w korporacji przez 18 lat, co dawało zupełnie inne poczucie życia z niepełnosprawnością, bo wtedy jeszcze mniej miałam czasu na to żeby skupić się na synu. Ale niestety finanse nie pozwalały na to, żeby od razu zrezygnować z pracy. Miałam taką możliwość żeby pracować. Natomiast niepełnosprawność pokazała mi zupełnie inną stronę życia i na pewno 20 lat doświadczenia i życia przy niepełnosprawności zmieniło mnie totalnie. Kiedyś byłam nastawiona na dostosowanie, bo bardzo chciałam zabezpieczyć swojego syna, bo to jest mój pierwszy syn, który… Nie miałam innych doświadczeń jako mama.
Poczułam się zadaniowa i wiedziałam, że mam misję wielką żeby go usprawnić, żeby był szczęśliwy, żeby rodzina była pełna. Bo jeszcze dodam, że mam pełną rodzinę to jest bardzo unikatowe i ważne dla mnie, bardzo ważne. A jednocześnie przez te lata zdobywania, walk, szukania specjalistów, okazało się, że zmieniłam tak jakby potrzeby własne i zaczęłam sama z siebie dawać. Po kilku latach oczywiście. To nie było od razu taka przemiana we mnie. I zaczęłam pracować na rzecz rady rodziców. Najpierw w szkole mojego syna, w szkole specjalnej przez 12 lat.
Bardzo się zaangażowałam. A później okazało się, że to zostało. Było tam nas kilka i to zostało z nami czterema mamami takich dzieci niepełnosprawnych. Na tyle silne się poczułyśmy, że założyłyśmy fundację trzy lata temu. Fundacja, która pozwala sobie na coś innego niż fundacje, które do tej pory robią. Bo my uszczęśliwiamy dzieci organizując im zajęcia, uspołeczniając, ale tak inaczej niż do tej pory jest postrzegane. My je uczymy, mamy treningi społeczne typu: idziemy na kawę, dzieciaki zamawiają same w restauracji. Idziemy na warsztaty w prawdziwej np. pizzerii robimy pizzę. I te nasze dzieci z różnymi niepełnosprawnościami, za pomocą oczywiście swoich rodziców czy asystentów czy wolontariuszy, których też mamy, przychodzą i my po prostu idziemy do ludzi. Oswajamy, my, nasze rodziny, całe rodziny, nie tylko te osoby z niepełnosprawnością, ale każdy w rodzinach. Są też dzieci zdrowe, są rodzice którym pokazujemy, że możemy wyjść z tymi dziećmi do społeczeństwa i nie musimy siedzieć, być zamknięci w czterech ścianach. A jednocześnie pokazujemy społeczeństwu, że takie rodziny i takie osoby też istnieją i jedni drugich się uczymy, tak naprawdę nawzajem i próbujemy pokazać światu, żeby nie wykluczać ani rodzin, ani nie piętnować, nie stygmatyzować, bo to po prostu nie pomaga. A jednocześnie jest coraz więcej takich osób, bo się coraz więcej rodzi osób z niepełnosprawnościami, albo są dzieci ratowane, więc to w społeczeństwie zaczyna być większym odsetkiem niż było do tej pory i nie będzie mniej. Natomiast żyjąc w takiej rodzinie to jest bardzo mi bliskie, żeby zabierać, żeby żyć jak inni, cieszyć się jak inni chodzić na koncerty i nie czuć się źle w społeczeństwie. Żeby społeczeństwo z nami nie czuło się z nami źle. To jest taki nasz cel, a jednocześnie w fundacji oczywiście, zaczęłyśmy działać na rzecz innych nie tylko własnych dzieci.
Co ja u mnie np. było bardzo dużą, dużą przemianą, że zaczęłam zdobywać chociażby fundusze na wyjście do kawiarni grupy sześciu osób z niepełnosprawnościami, które nigdy nie były w kawiarni. Albo np. wizyta u kosmetyczki dla dziewczynki, która ma 21 lat i nigdy u takiej kosmetyczki nie była, albo nigdy nie miała pomalowanych paznokci. Oczywiście robimy to, szukamy takich dobrych dusz, które nam pomagają w tym żeby to np. było bez kosztowe, albo żeby było na granicy naszych możliwości. Bo fundacja jest młoda i jej zasoby są jeszcze skromne, ale już to już to robimy. Więc pokazujemy światu i dzieciakom przede wszystkim z niepełnosprawnościami, że można żyć ciekawie, wesoło.
Teraz robimy cykl szkoleń z podróżami, żeby pokazać, że można nawet z tymi dziećmi latać samolotem i jesteśmy taką fundacją, która jest troszkę przewodnikiem do normalności. Mi się wydaje, to jest jednym z naszych celów.
Taka szkoła życia. Dla dzieciaków.
A tak szkoła. Znaczy się doświadczanie świata, którego, na którego rodzice nigdy nie mieli odwagi i jednocześnie poznawanie. Powiem szczerze, że to nie jest proste dlatego, że dzieci są, nasze dzieciaki są przebodźcowane, a jednocześnie rodzeństwo zdrowe jest bardzo uczulony na zwracanie uwagi na niepełnosprawność swojego rodzeństwa. Jednocześnie dzieci zdrowe żyjąc przy niepełnosprawności w domu są bardzo ograniczone i bardzo stawiane na drugim planie i one często żyją jako tło i też chcemy im pokazać, że one są tu też ważne tak samo jak ten tata, mama, ten brat, siostra niepełnosprawne, że oni są tak samo ważni dlatego…
Że ich potrzeby są ważne i są tak istotnym członkiem rodziny.
Powiem szczerze, że system nie pomaga rodzicom z niepełnosprawnościami, a z czym zmierzyłam się najbardziej teraz, bo mój syn jest pełnoletni od dwóch lat. Od roku przepraszam, od roku.
Gratuluję.
Dziękuję. W dniu jego 18 urodzin zaczęłam od nowa ze wszystkim. Został wrzucony do wspólnego worka z geriatrią, czyli z osobami, które już są, np nabyły niepełnosprawność w wieku 70-90 lat, a on ma lat 19 i on zawsze tak żył z brakiem swoich możliwości fizycznych. I raptem ja nie mam specjalistów, musiałam zmienić, bo mogłam tylko być do 18 roku być wśród dziecięcych. Po dniu 12 marca stałam się osobą, która nie ma żadnego specjalisty wszystkich szukałam od początku. Jestem osobą, która z tyłu głowy ma jak zabezpieczać własnego syna w przyszłości, żeby ten mój młodszy syn nie musiał zdobywać funduszy na moje dziecko tylko zarządzał tymi funduszami. Żeby go nie obarczać, bo wychowuje ich w taki sposób. Ja tak byłam chowana, mam ukochanego brata mojego i tak byłam wychowana, że to jest twój brat a ja jestem jego siostrą. Byliśmy bardzo ze sobą zawsze zżyci i tak chowam swoich synów. To twój brat i to jest twój brat i macie się szanować, kochać i macie być ze sobą, ale jednocześnie młodszy syn Jakub wie, że nie musi się moim starszym synem zajmować, co jest bardzo istotne, bo na to jest jego życie, to jest jego świat, jego potrzeby. Nie wiem kogo spotka na swojej drodze, czy ktoś zaakceptuje to jakiego ma brata czy nie. Żeby to nie generowało jego decyzji jeśli chodzi o przyszłość. I pomyślałam sobie, że fantastycznie by było ich zabezpieczyć finansowo i to się stało, że znalazł trafili na moją potrzebę i zajęłam się MLM czyli tzw. marketingiem sieciowym.
Ja już słyszę właśnie wyzwanie numer 3 bo mówisz, że zaczęłaś pozyskiwać fundusze na wyjście do kawiarni. Mówisz, że dorosłość Bartka to było przejście w ogóle ze świata A do świata Z i wyzwanie i teraz jeszcze bierzesz sobie na głowę MLM, który znowu będzie wymagał od Ciebie postawienia światu jakichś żądań albo oczekiwań.
Nie tyle oczekiwań co ja tak naprawdę na tyle jest to proste to co wykonuję. To jest firma Arbonne, która ma bardzo wysokiej jakości produkty marki premium znane od 40 lat w Stanach Zjednoczonych, więc ja tak naprawdę nie muszę wyjść.
Ja wychodzę tylko ze strefy komfortu, własnej jeśli chodzi o rozmowy i taką swoją postawę neutralną do wszystkich klientów czy osób z którymi rozmawiam. Ja uwielbiam spotykać się z ludźmi.
Co to znaczy postawa neutralna?
To znaczy jak jestem… O cokolwiek walczę dla swojego syna niepełnosprawnego czy dla swojej rodziny to jestem bardzo zadaniowa, bardzo mocno nastawiona na sukces. Prowadzę negocjacje wtedy, to jest dziwne.
Jak to robisz?
Jak ja to robię? Negocjacje prowadzę chociażby z panią w rejestracji, gdzie nie ma terminów, ja potrzebuję na wczoraj wizytę.
Nie ma terminów, nie będę miała. Dzisiaj jest marzec nie będę miała do października. To w taki sposób rozmawiam, w taki sposób funkcjonuje, w taki sposób emocji używam, negocjuje poprzez emocje. To prawda, że zawsze wszystko dostanę i dla siebie dla swojej rodziny i dla swojego syna.
Jakie emocje?
Między innymi nigdy nie wzbudzam litości, bo to nie idzie tą drogą. Opowiadam własną historię.
Storytelling stosujesz.
Storytelling jest mi bardzo bliski. Poznałam to pojęcie w zeszłym roku i powiem szczerze, że ono jest bardzo spójne nawet nie wiedziałam, że w ten sposób funkcjonuje od zawsze. Pracowałam w… Pracowałam przez 18 lat w dziale HR w firmie, która weszła jako pierwsza na rynek. Jedna z pierwszych na rynek Polski, także to wszystko, to wszystko było wtedy nowe. Jednocześnie uczyłam się razem z nimi zarządzania. Już nie będę wchodziła w relacje firmowe. Natomiast w tej chwili zauważyłam, że opowiadając nie zawsze używam w MLM mojej historii, mojej historii jeśli chodzi o niepełnosprawność. Dlatego, że ja wyczuwam w danym momencie potrzebę i ja się też zmieniam. Jestem pewniejsza w MLM, więc w tym momencie nie będę, nie wykorzystuje rzeczy związanych z niepełnosprawnością. Natomiast moja historia rzeczywiście, gdziekolwiek nie jestem jest spójna.
Chodzi o to, że jestem bardzo uprzejma, a jednocześnie dużo mówiąca, opowiadająca poprzez emocje. Używam tego, wykorzystuje to i mam na tyle wyczucie, że widzę w którym aspekcie ta osoba zaczyna, w którym momencie ta osoba zaczyna nawiązywać ze mną relacje. Myślę że te negocjacje to bardziej są, też potem zamieniają się w relację, bo ja jestem w stanie dostać prywatny telefon od takiej pani. Od pani doktor nawet potrafię i ja mam poczucie, że ja potrzebuję tego. Muszę być zabezpieczona na wypadek wszystkich rzeczy, które mogą mi się wydarzyć i robię to w taki sposób, żeby mieć jeśli będę się bała.
Ja jako mama i ja jako Ula to, żeby wiedzieć co mam zrobić i do kogo zadzwonić, kto mi może pomóc i ja o tą pomoc proszę. W ogóle się tego nie boję.
Czyli nie masz żadnych problemów z tym żeby prosić?
Nie. Nauczyłam się tego. Myślę, że nauczyłam się tego. Miałam ogromne problemy. To nie jest tak, że ja się na dziś wyzbyłam tego wszystkiego żeby prosić. Natomiast ja przez całe życie prosiłam względem mojego Bartłomieja o wiele rzeczy, a jednocześnie najbardziej po głowie dostałam jeśli chodzi o proszenie o jeden procent. Ludzie mieli wyobrażenie, nadal mają myślę, że duży odsetek że ja się wzbogacą na tym jednym procencie. A jeśli ktoś nie wie na czym to polega to teraz tego tłumaczyć nie będę.
Natomiast jeśli chodzi o ten jeden procent. To bardzo dużo przeszłam przez te 19 lat, bo bez tego jednego procenta nie zrobilibyśmy nic, a uważam że mój syn ma fantastyczną terapię dzięki temu. I tu nie jest poprawianie, bo to jest porażenie mózgowe czterokończynowe. Mój syn nie robi nic. Nie siedzi, nie stoi, nie chodzi i nie je sam, nie mówi, ale jest na tyle umysłowo sprawny, że porozumiewa się za pomocą komunikacji alternatywnej metodą AAC takich znaczków, obrazków podpisanych. Całkiem dobrze sobie radzi. Natomiast ja prosząc o wsparcie dla niego myślę, że wyzbyłam się takiego wstydu i takiego skrępowania w mówieniu o sobie. Bo żeby powiedzieć cokolwiek, żeby zacząć, żeby dostać to co się chce to trzeba opowiedzieć bardzo prawdziwą historię o sobie.
Ja jako ja, a nie ja, która miałam tydzień, temu 2 miesiące temu to tylko ja co teraz czuję, co myślę, co przeżywam.
Ja matka w imieniu mojego dziecka.
Tak, ja Matka w imieniu mojego dziecka.
A gdybyś miała poprosić dla siebie?
Proszę dla siebie. Tylko nie jest to wtedy takie, że to ma się… Przy rozmowach tego typu nie mam w głowie, nie jestem nastawiona na sukcesa taki wymuszony, bo dla swojego dziecka zrobię wszystko nawet jak ktoś nie chce to się zgadza.
Czyli twoje prośby nie zawsze są prośby czasami to są żądania?
Nie, nigdy nie żądam.
A poczekaj, bo prośba jest wtedy kiedy dopuszczasz odmowę.
Okej zdarza się, że jest odmowa, ale ja nigdy nie rezygnuję. Ja podchodzę kilka razy, więc jeśli dam się komuś poznać bywa, że to jest czas długi. Może być to i 3 lata zdarzyło mi się. Ale jestem na tyle otwarta względem tego kogoś, do którego się zgłaszam. Stała zawsze w emocjach, w relacjach zawsze stała, staram się być uśmiechnięta z natury jestem gadatliwa, uśmiechnięta, lubię opowiadać, gestykuluję.
Może i życzliwa, znaczy się ja miałam teraz troszkę mniej, ale mam zawsze w głowie pomaganie. Czasami mój mąż jak dzieci były młodsze to mówił, że ty to jesteś dziwna. Zostawiasz nas i wychodzisz bo ktoś do ciebie zadzwonił i natychmiast. Bo mam w głowie plan od razu działania. Jak się cokolwiek dzieje trudnego to ja w perspektywie mam już kilka linii rozwiązań. Jakkolwiek by to nie szło, więc działam, a później się zastanawiam co zostawiłam. Tak ale jednocześnie ja naprawdę poprzez to, że wracam wiele razy do kogoś to nie są żądania, ale ja zawsze dostaję.
Wyznaję zasadę. Każdy ma swoich znajomych i jak nie potrafię trafić do osoby, której bardzo potrzebuję, bo ona jest dla mnie zamknięta. Zdarza mi się, że trafię do niej przez kogoś jeszcze innego i też jestem zaspokojona.
Ty uzyskujesz to co chesz.
Czyli można powiedzieć: gdzie diabeł nie może tam Ule pośle.
Zdarza się tak. Znaczy się mój mąż powiedział, że nie ma rzeczy, której ja nie jestem w stanie załatwić
I załatwiasz je właśnie tym uporem. Jak nie w tą stronę to pójdziesz w inną i zawrócisz i dojdziesz i tak to tego punktu.
Zawsze szukam w głowie, a w tym wieku którym jestem już muszę trochę zapisywać sobie kto gdzie pracuje na przykład, albo kto mi co zaproponował. Jeśli ktoś powiedział Ula Słuchaj jak będziesz chciała wylecieć to moja kuzynka pracuje w fantastycznym biurze podróży, ma świetną ofertę i żeby tak taką propozycję zapamiętać muszę to zapisać.
Ale ale wiem, że mogę do niej wrócić, bo to była oferta z jej strony, więc to już jest zabezpieczenie dla mnie, bo wylecieć z Bartkiem wyjechać z niepełnosprawnym nie jest prosto, ale nauczyłam się wszystkiego.
Cudownie. Wielka lekcja osiągania za tobą.
Uczyłam się tego, 10 lat minimum.
Jak nie tędy to inną drogą też się da. Tak, bo nie ze wszystkimi można się dogadać, prawda. Czasami tak są osoby tak zamknięte, zapiekłe albo po prostu nie mogą, że się nie dogadasz. Przynajmniej nie tu i nie teraz.
Ale nigdy nie zamykam sobie furtki. Zdarzyło mi się w życiu, że poprzez własną głupią postawę albo podpowiedź osób trzecich zamknęłam sobie dwie furtki w swoim życiu i dzięki, przez to nie mogłam się rozwijać.
I rzeczywiście zostałam przez wiele lat na tym samym poziomie. Ja uwielbiam się uczyć, uwielbiam poznawać. Wyzwań nie bardzo, nowości każdy się boi, ja bardzo, ale idę do przodu zawsze. Zamknąłem sobie dwie furtki i to był bardzo duży błąd. I teraz tego nigdy nie robię. Nawet jak ktoś mi mnie nie podpasuje, bo ja mogę o coś prosić, ale wcale nie muszę np. w MLM nie muszę chcieć z tą osobą pracować, a ona chce ze mną. Tak troszkę się stałam się asertywniejsza niż byłam kiedyś.
Asertywniejsza czyli jaka?
Sama sobie jestem w stanie powiedzieć, przyznać się przed sobą, że nie pasuje mi ta osoba jej np. charakter, jej nieszczerość albo to, że się spóźnia non stop, albo że jest zawistna, albo że mnie naśladuje. Tego też nie lubię. Zdarzały mi się takie rzeczy. To teraz już sobie to nazywam i w swojej głowie przerabiam czy dam radę pracować z taką osobą czy nie. Jak nie to nie angażuje się i nie ponoszę tego konsekwencji, bo o tym potem nie myślę.
Jak odmawiasz, jak mówisz nie?
A właśnie tak powiem szczerze bardzo nie lubię jak mnie się odmawia albo mnie np. eliminuje się z grupy. Ja to bardzo wiele, wiele lat przerabiałam wcześnie jak się Bartek mój urodził, starszy syn. Wtedy się bardzo zmniejszyło grono znajomych, było trudniej pracować, nie byłam dyspozycyjna tak jakby chciał pracodawca. I w tym momencie, a wtedy już uczyłam się tego, że nie wszystko się udaje. Że nie wszystko, że nie zawsze zakończone jest sukcesem i między innymi zaczęłam sobie tłumaczyć, jeśli chodzi o tą asertywności, żeby siebie samej nie zagnieść tymi emocjami, tymi złymi emocjami. Chociaż już jestem taka, która zawsze w tej głowie nabije i będę myślała, siedziała.
Złymi masz na myśli te emocje, które są trudne i nieprzyjemne.
Tak, te które stawiają mnie w jakimś szeregu. Albo ktoś mi przykleja łatkę niechcący. Teraz bardzo dużo się uczę tego, że jest fantastyczne, to że ktoś mi siebie pokazuje na daną chwilę kiedy ja się z nim spotykam chociażby na spotkaniu, jeśli chodzi o moją obecną działalność w MLM. Uświadomienie sobie, że to nie jest tak, że to nie jest ta osoba, którą poznałam przez dwie godziny, tylko tą, którą ona mi przedstawia na ten moment. To było dla mnie takie duże odkrycie, że te dwie godziny to już zobrazowały mi tak tą osobę, że ona taka jest. A w ogóle nie biorę pod uwagę, że ta osoba mogłaby w ogóle taką się właśnie przedstawić, a zupełnie co innego myśli. Tego się teraz uczę.
To jest twoja asertywność.
Dzięki Ula za tą lekcję asertywności w twoim wykonaniu. Słuchaj, powiedz w komunikacji z otoczeniem co jest dla ciebie najważniejsze? Relacja w komunikacji z kolegami, ze współpracownikami. Masz Fundację no i teraz w MLM masz bardzo dużo ludzi z którymi pracujesz.
Relacja. Najbardziej lubię szczerość. Jeśli komuś się nie podoba cokolwiek co robię i powie mi to w kulturalny sposób, to jest OK. Natomiast jeśli widzę, że ktoś może ze mną działać, robić. Nie, dla mnie relacja jest najważniejsza, naprawdę.
Relacja czyli co?
Relacja czyli rozmowa, czyli spotkanie, jakieś zrozumienie, chęć wysłuchania. To, że ktoś np. zwierza mi się z jakiejkolwiek rzeczy, nie do końca muszę to pamiętać.
Zaufanie.
Zaufanie tak, tak też bardzo. Nie muszę tego do końca pamiętać.
Na pewno zapomnę jeśli pewne rzeczy są tylko tyle, że ta osoba chciała się podzielić, ale rozmowa. Ja uwielbiam rozmawiać z ludźmi i słuchać się ludzi, ale i mówić, bardzo lubię mówić.
A czym są dla ciebie negocjacje?
Powiem szczerze, że jak mój mąż był na kilku szkoleniach z negocjacji to mnie się zawsze wydawało, że ja od razu powiem, że jestem typową Polką i nie potrafię negocjować, według pojęcia.
Tak, Polki czasami uważają, że nie potrafią negocjować.
Tak według pojęcia. Natomiast zastanawiając się przed tym spotkaniem, czy ja negocjuje to myślę, że negocjuję codziennie, tylko na różnych strefach. To jest negocjacja z moim synem niepełnosprawnym, który nigdy nie wiem co ma w głowie do końca, ale jednocześnie rozmawiamy w taki sposób i w taki sposób próbujemy dojść do porozumienia, kompromisu, żeby każda ze stron była zadowolona.
I to są moje negocjacje. Negocjacje są wtedy, gdy ja jestem nastawiona na sukces. Wiem co chcę osiągnąć, druga strona nie chce mi tego dać, a jeżeli się spotkamy pośrodku i ja jestem zadowolona, a on nie czuje, że poszedł wbrew sobie to tutaj spotkanie się jest dla mnie najlepszym przykładem i kompromisu. Dla mnie to jest kompromis też, jeśli to są negocjacje. Ja się nauczyłam negocjować ze swoim mężem bardzo. On nie wie tego na szczęście.
Nie, nie Panom nie mówimy, że z nimi negocjujemy.
Taki kompromis win-win, bo bardzo ciekawą rzecz powiedziałeś, bo dla mnie kompromis, mówię o tym często, to jest moment w którym coś oddajesz. A ty mówisz o kompromisie, w którym właśnie nie oddajesz swojej satysfakcji z finalnego osiągnięcia. Ale też nie ciśniesz na to żeby uzyskać to co miałaś pierwotnie w głowie.
Nie, dlatego, że to jest szacunek do drugiej strony. Ja idę z takim pojęciem do osiągnięcia, on idzie w zupełnie innym kierunku i spotkać się po drodze, żeby on też wyszedł z twarzą, ja żebym była zadowolona.
To jest bardzo, bardzo trudne i ja się staram w taki sposób rozmawiać, żebym ja chociaż połowicznie… Jeśli ten ktoś ma coś czego ja nie mam, ja to chcę, a on nie chce mi tego dać. To jeśli się spotkamy w połowie drogi to ja mam tą połowę, której nie miałam a on nie stracił całości, więc dla mnie jest to bardzo cenne, bo to mi daje poczucie sprawczości, sukcesu i to mnie zadowala. Zawsze mnie zadowala, bo później można iść dalej i gdzieś z innego źródła dołożyć sobie to czego nie dostałaś tutaj w całości. Można, bo ja już to stosuję.
A z tego samego źródła można?
Zdarza się, tylko trzeba dać czas tamtej stronie.
Czas.
Trzeba dać czas tamtej stronie, ona musi zaufać, popatrzeć co ty z tym robisz co dostałaś. Jeśli jesteś wiarygodna i rzeczywiście działasz i on może nie mieć z tego satysfakcji nadal, ale ty tego nie zaprzepaszczasz to on zawsze da ci troszkę więcej albo da jeszcze raz. A np. byłaś przekonana, że to w ogóle do ciebie nie przyjdzie, przyszło w jednej drugiej, a za rok przyszło znowu w jednej drugiej. To nadal nie jest ta sama całość, ale jest już drugi raz, zaczyna być powtarzalne.
I ty możesz się już dalej gdzieś idąc pochwalić, że Ty masz już stałe źródło otrzymywania jakichś tam swoich satysfakcji.
Cudowna opowieść o potrzebach, o szacunku, o słuchaniu, o odpowiedzialności za to co dostajesz, o co prosisz i co dostajesz. Wow. Jestem zachwycona. Powiedz Twój największy sukces negocjacyjny, bo słyszę z tego co mówisz, robisz trudne rzeczy. To są trudne rzeczy. Proszenie i uzyskiwanie jest trudne. Jak to robisz? Jaki był największy sukces?
Największy sukces to był wtedy, kiedy dopuszczono mnie do wyborów w gminie, w której mieszkam, gminie warszawskiej, do wyboru transportu dla osób niepełnosprawnych z niepełnosprawnościami na dany rok kalendarzowy. To były rozmowy pomiędzy osobą, która podpisała już umowę z osobami z urzędu odpowiedzialnymi za tą umowę, z burmistrzem, z niezadowolonymi rodzicami i ja jako konsultant, gdzie w życiu nie przypuszczałem, że będę konsultantem, pozyskując taką rzecz. Dla mnie to było bardzo ważne, bo ja chciałam zabezpieczyć swojego syna, który jest odbierany transportem
Jak to osiągnęłaś?
W jaki sposób to osiągnęłam? To było mnóstwo informacyjnych maili w stronę burmistrza w trybie administracyjnym. On musiał mi odpowiedzieć, bo tak działają urzędy. Było ich na tyle dużo i tak często.
Co to znaczy dużo?
Było 12 w skali trzech miesięcy, to było dużo. Opisujących, sytuacjnych i w tym momencie stwierdzili, może ta Dymkowa, to ona może jako Matka ma rację. Urząd się nagiął. Dla mnie to było… Urząd, który ma wytyczne, który ma ustawy, który w ogóle, który ma budżety.
Urząd zrobił coś od strony emocjonalnej, coś od strony potrzeb fizycznych. Teraz zupełnie zmienił się naczelnik, jest inaczej, ale wtedy urząd zrobił coś czego urzędy nie robią i to był mój sukces.
Czyli wytrwałość, konsekwencja i nie poddałaś się.
Nie w ogóle.
I uzyskałaś.
Tak, to długo trwało.
I dałaś sobie czas na to.
Dałam sobie czas. Znaczy się, ja nie dałam sobie czasu, bo ja byłam przekonana, że mnie się nie uda, ale nie rezygnowałam. Ja wiedziałam, że urząd nie jest w stanie, mając swoje wytyczne i swoje procedury, nie wcisnął moich emocji jako matki, a od tego zaczęli. I to było dla mnie takim dużym zaskoczeniem, że poszłam wtedy w taki… Ja wtedy popłynęłm, jeśli chodzi o słownictwo, o przykłady.
Co to znaczy popłynęłaś?
To znaczy, że wtedy na tym spotkaniu, które miało być bardzo techniczne, okazało się spotkaniem emocjonalnym, opowiadaniem właśnie i ktoś się tym przejął. Niech z 20 osób ta góra, bo chodzi o np. burmistrza, niech sam się w tej sytuacji znajdzie, no to wtedy się wszystko załatwi. Zawsze się staram tak, żeby trafić w jakiś obszar doświadczeń tego mojego rozmówcy, żeby poczuł się z drugiej strony. Czasami mi się to udaje, a to była największa.
Niesamowite. Dajesz nam Storytelling, jako skuteczne narzędzie negocjacyjne. Jestem oszołomiona.
Ja jestem w szoku, że ono się sprawdza, ten storytelling.
Zaczęłyśmy stosować to, a szczególnie ja, jeśli chodzi o opowiadanie o fundacji naszej. Robimy to w urzędach, robimy to np. przy właścicielach kawiarni, do których idziemy. Robimy to samo, opowiadamy rodzicom, którzy są sceptycznie do nas nastawieni albo są pełni obaw. Mówimy jednym językiem. Jeśli to jest organizacja to uważam, że storytelling jest bardzo ważny. Bardzo ważnym elementem, pomijanym. Jeśli ktoś ma dar opowiadania i jeszcze do tego jest. Np. polonistą albo psychologiem, który fantastycznie czyta emocje, to ja to nazywam, nie jestem psychologiem, więc nazywam taką jaka jest to kobieta czarownica, taka która widzi więcej.
Wiedźma.
To ona, ta osoba wtedy będzie rozmawiała, tak jak chcesz słuchać ale jednocześnie, żeby nie zejść z takiego profesjonalizmu to storytelling jest bardzo pomocny.
Niesamowite jest to co mówisz. Cudowne. Bo wiesz, ja znam negocjacje bardziej ze strony zakupowej i tam nigdy nie było miejsca na historię, tak.
Tak.
Ze strony zakupowej zawsze było miejsce na fakty, fakty, fakty i tabele, fakty, fakty.
I tabele.
Natomiast rzeczywiście ze strony sprzedażowej, jeżeli nie poruszysz pewnych stron, pewnych emocji to bardzo trudno będzie uzyskać, bo bardzo mało kto podejmuje racjonalnie decyzje. Decyzje podejmujemy emocjonalnie, jeżeli chcesz kogoś nakłonić do podjęcia decyzji to bez emocji jest trudno, a storytelling jest świetny.
OK ale ja jeszcze powiem jedną bardzo dużą zależność, która mi pomaga. To jest też tak, że zawsze zapominamy myślę, że zawsze też zapomniałam wcześniej, że po drugiej stronie mamy emocjonalnego człowieka i jeśli on jest genialny w negocjacjach, on jest tego wyuczony to on nie pokaże swojej twarzy i on będzie tak rozmowę prowadził, że ty nawet się nie zorientujesz, że to ty rezygnujesz z własnych. Ale na profesjonalistów trafiamy rzadko. Jeśli gdziekolwiek, cokolwiek chcemy uzyskać idziemy gdziekolwiek po drugiej stronie mamy i idziemy do pani Marii, ale po drugiej stronie mamy Marysię. Więc jeśli spróbujemy wejść powolutku, bardzo powoli i rozmawiać z panią Marysią, a nie z panią Marią to mamy 50% sukcesu.
Super. Chciałam nadmienić, że profesjonalista może i nie pokaże twarzy, ale odczuje. Emocje są i będą i każdy kto twierdzi, że ich nie ma absolutnie nie ma racji, bo profesjonaliści chociaż potrafią rzeczywiście zamaskować różne rzeczy, emocje nadal odczuwają. Potrafią z nimi zrobić po prostu różne rzeczy. Powiedz, a porażka negocjacyjna.
Ja się zastanawiałam odpowiadając na to pytanie co ja bym mogła powiedzieć jeśli chodzi o porażkę negocjacyjną. Było ich takich drobnych, które mną wstrząsnęły, było ich bardzo, bardzo, bardzo dużo i myślę, że to może nie negocjacje tylko czasami jest tak, że ktoś ci coś obieca, jesteś na to nastawiony, umówiony, ponieważ jestem odpowiedzialna i bardzo rzetelna. Wydaje mi się, że po drugiej stronie jest tak samo, a wcale tak nie jest i takich drobnych rzeczy zdarzyło mi się kilka. Powiem szczerze, że nie bardzo umiem powiedzieć.
Jedno mi się nie udało. Przestałam się o to obwiniać, ale jedno mi się nie udało. To jest umówiona położna do porodu, bo mój syn został uszkodzony przy porodzie i ta położna nie przyjechała. Ja się nie zorientowałam, że ona nie przyjedzie i ja zapłaciłam za to. Ja się nie zorientowałam, że nikt mi przy porodzie nie pomoże. To była moja największa porażka, bo chyba przypadkowo też to związane z tym, że ja nie bardzo myślałam wtedy po prostu. Rodziłam pierwsze dziecko.
Jak się rodzi to zwykle się mało myśli.
Mało się myśli, natomiast ja się wcześniej zabezpieczyłam.
Wiedziałam, że wszystko załatwiłam tak, żeby się czuć bezpiecznie i to się nie zadziałało. I to była moja długo, długo moja porażka. Natomiast dzisiaj nie podchodzę do tego w ten sposób, natomiast jeśli miałabym porównać ze wszystkimi emocjami, to to jest coś co mi się nie udało.
No właśnie chyba bardziej się nie udało, bo rozmawiałaś i uzyskałaś wszystkie zgody, ktoś po prostu się nie wywiązał.
Tak, chyba tak.
Ale czy ja dobrze słyszę, że wzięłaś z tego taką lekcję, żeby upewnić się jeszcze bardziej niż na pewno?
Tak, to nie przyszło od razu, ale tak ta sytuacja po 10 latach doprowadziła do tego, że ja się zabezpieczam. Biorę coś na piśmie i jeśli ktoś mi coś obiecuje to …
Bo to było na gębę tak zwaną.
Tak, tak. Na tak zwaną gębę. Ja się zabezpieczam, ja uważam w ogóle, że słowo pisane, nagrane, jest najlepszym narzędziem podczas używania argumentów ze wszystkim. To mnie też firma, korporacja mnie też tego nauczyła.
Słuszna uwaga.
Współpraca z moimi koleżankami, które z zazdrości różne rzeczy robiły, ale jednocześnie z urzędnikami.
Oni jak mają coś na piśmie to koniec. Oni to już napisali, więc nie ma odwrotu. Mogą mi tylko umniejszać, ale nie zlikwidują. Więc ja mogę pisać do tego czegoś co kiedyś zaczęłam.
Kolejna ważna lekcja, miej na piśmie.
Bardzo dla mnie to było cenne. Ja mam dokumenty sprzed 20 lat. Może to jest śmieszne, ale dzięki temu wiele, wiele rzeczy mi się udało. Przez to, że znalazłam dokumenty, które sobie gdzieś leżały poukładane w szafie albo w jednym jakimś miejscu. Bardzo, bardzo były pomocne. Okazało się, że nigdy nie wiesz co będzie ci potrzebne, na co się możesz powołać. Mnie to bardzo pomogło. Teraz się nie pisze, maile też są już odchodzi od mailowania. To są takie czasami zdawkowo tylko krótkie informacje.
Więcej jest zoomów, które nie są nagrywane, nie zawsze. Mnie zaskoczyło jeśli chodzi o sądy, że rozmowy są nagrywane w tej chwili, to co się dzieje na sali. To ja uważam, że to też jest bardzo ważne. Nagrywanie np. własnych zoomów jeśli to są negocjacje online, gdzie teraz są bardzo popularne. To jest ważne, bo tam są wypowiadane kwestie, do których ty możesz wrócić i w przyszłości wykorzystać, nie od razu, ale wykorzystać na swoje potrzeby. Żeby uzyskać, to co ważne. Ja z tego bardzo korzystałam.
Świetna akcja. Dzięki, wielkie dzięki. Powiedz Ula, powiedz mi teraz o kobietach porozmawiajmy. Kobiety uważają, że nie potrafią negocjować. Czy ty uważasz że to prawda?
Bardzo się obawiają negocjować. Ja też się bałam.
Czy obawiać się oznacza nie umieć?
Sądzę, że my nawet nie wiemy, że negocjujemy. Ja mam takie wrażenie, że ja sama negocjuje non-stop i nie wiedząc, że negocjuję, ale jest bardzo ważne, to są trzy punkty dla mnie. Bardzo ważne uświadomienie sobie: czego ty chcesz.
Oczywiście, cel negocjacyjny.
Druga rzecz, druga rzecz do kogo z tym idziesz. Musisz sobie dokładnie nazwać to pierwsze, nazwać to drugie, poznać osobę, spróbować poznać osobę, do której idziesz albo przypomnieć sobie kim jest ta osoba, albo co to za urząd. I trzecia rzecz, żeby mieć określone połączenie ze swoimi potrzebami i do osoby z którą idziesz.
Co to znaczy połączenie?
Połączenie, bo ja na przykład nie mogę iść… To tak jak byśmy pomylili specjalistów. Idę do ortopedy, a chciałabym mieć wyleczone ósemki. On powie dobrze, bo nie ortopedy, przepraszam ortodontów. Idziemy do ortodonty, ale chcemy mieć wyrwane ósemki. Niekoniecznie ten specjalista jest ci w stanie pomóc, bo on jest fantastycznym ortodontą, ale niekoniecznie umie rwać zęby. Ale ponieważ jest stomatologiem, on ci będzie próbował pomóc, albo rzeczywiście będzie próbował zaspokoić Twoje potrzeby. Ty się w którymś momencie zorientujesz, że kurcze, to nie to ta osoba, nie ten człowiek, nie to chciałam uzyskać. Jeśli sobie nie uświadomisz czego chcesz i do kogo masz iść, no
to pójdziesz do stomatologa, do niewłaściwego specjalisty i niewłaściwej osoby.
Czyli przekładając to na język negocjacji. Jeżeli czegoś chcesz to ta druga osoba co?
Musisz wiedzieć o co prosisz tę drugą osobę. W jakim obszarze z nią rozmawiasz. I ja też wykorzystuję jedną rzecz. Jeśli w trakcie rozmowy okaże się, że ta osoba jest w stanie zaspokoić moją inną potrzebę o której ja wiem, a widzę, że w tamtym kierunku porażka. Wykorzystam tą drugą, bo ona jest wtedy chętniejsza i ja będę zadowolona i ona nawiązuje ze mną relację i my już jesteśmy znajomymi. Ja nigdy od niej nie dostanę tej pierwszej rzeczy po którą do niej poszłam, nigdy. Natomiast zaspokoi moją inną potrzebę, ale może mnie doprowadzić do osób, bo to jest jej obszar, które mi pomogą.
Ja zawsze mówię to jest to jest bardzo cenne.
Cudowne. Trzeba zrozumieć przede wszystkim swoje potrzeby. Tak też rozumiem, z tego co mówisz, potrzeby tej drugiej osoby.
Tak, mnie się nigdy nie podobało w mojej pracy to, że nie był brany, w Polsce tak jest w korporacjach, aspekt ludzki. Dopiero to jest, to zaczyna funkcjonować od pięciu lat. To w ogóle zbędne było do tej pory, żeby robić grafik pod kogoś, bo ma taką a nie inną sytuację. Ja pisałam pracę na studiach podyplomowych „Funkcjonowanie matki dziecka niepełnosprawnego w strukturze społecznej firmy”. Profesor powiedział, że sobie nie poradzę z tematem ale, ponieważ pracowałam już wtedy 14 lat w korporacji od samego początku, w tym czasie urodził się mój syn, w tym czasie kształtowała się moja osobowość i zawodowa i rodzinna. Ja, Ula się kształtowała. To praca była taka, że był w szoku. Powiedział, że był przekonany, że nie byłabym w stanie połączyć Uli korporacyjnej z Ulą, mamą Bartka. Okazuje się, że to jest spójne bardzo.
To w jaki sposób korporacja odpowiadała na twoje potrzeby jako matki dziecka?
Tylko i wyłącznie ludzko. Jeśli miałam kolegę za dyrektora, bo ja byłam bezpośrednio pod swoimi dyrektorami, nie miałam pomiędzy osób. Różnie bywało, ale jeśli tam był kumpel, człowiek to zawsze, zawsze myślał o tym w jakich warunkach żyje.
Jeśli tam była taka gnida, no to niestety musiałam zrezygnować z pracy. Zdarzyła mi się taka gnida. Pozdrawiam mojego ostatniego dyrektora.
Pozdrawiamy go serdecznie. Zostawmy go w spokoju. Uszy pewnie ma czerwone, ale wiesz co mam do ciebie takie pytanie, o Twoją prognozę polskiej kobiety w społeczeństwie, w biznesie za 10 lat, jak będą wyglądały.
Ja widzę po sobie, ja byłam zawsze myszą z małej miejscowości, która skakała do świata „Halo to ja, to ja Ula, halo zauważcie mnie.” Skakałam, skakałam, skakałam i byłam przekonana, że na tym świat polega, ale to nie o to chodzi. Ja myślę, że kobiety za dziesięć, ja widzę po sobie, jesteśmy pewniejsze siebie. Przyswajamy więcej informacji. Ja się nie boję, tak jak moja mama, gdyby mi się zdarzyło, że ja zostaję w tej chwili sama ze swoimi chłopcami, bo mnie mój mąż zostawia.
To ja się nie boję tak jak moja mama jak my byliśmy mali. Gdzie w latach osiemdziesiątych było bardzo trudno. Nie miała przepływu informacji, takich jak ja. Uważam, że informacja to jest bardzo ważne źródło równowagi. Nawet nie wiedzy, bo my często nie przyswajamy tego co słyszymy, ale równowagi dla siebie. Ja bym teraz mogła szukać, wiem gdzie szukać, jak szukać.
Mówisz o równowadze duchowej.
Nie. Tu chodzi o to…
O spokoju.
Tak, tak. Może przez 2- 3 miesiące byłabym, powiem tak. Może dwa, trzy miesiące byłabym bez pracy.
O braku przyszłości.
Jeszcze raz
O braku obaw na przyszłość.
Tak, mogłabym okna myć. Pomimo dwóch fakultetów. Mogłabym okna myć. Gdyby była taka potrzeba, żeby zabezpieczyć potrzeby swoje i moich dzieci. Mogłabym sprzątać mieszkania, mogłabym być listonoszem, roznosić listy, bo wiem, że deficyt. Nie mogłabym jednej rzeczy, dwóch. Nie mogłam pracować w hotelu i zmieniać pościeli, tego bym nie mogła i nie mogłabym roznosić kolportażowo ulotek, to jest poza moją psychiką w ogóle.
Chociaż ludzie się sprawdzają i w call center i w innych jeszcze, jako hostessy. Tego nigdy nie robiłam, tego bym się obawiała. Też nie mam lat 20, żeby być hostessą tylko dwa razy tyle. Natomiast jeszcze trochę. Natomiast żadnego obszaru, się bym teraz bała. I to nie chodzi o to, że mam kogo poprosić o wsparcie, bo ja nigdy nie liczę na nikogo. Ja zawsze sama. Zawsze było tak i tak jest.
Nawet covid przechodziliście sami.
Nawet covid przechodziliśmy sami. Tak, jak ja poproszę to ja wolę dawać.
Ja nie lubię prosić. Natomiast, jeśli byłabym zdrowa i mogłabym pracować to nie boję się tego, bo to też robię pewne rzeczy, że jak będę chora i nie będę mogła pracować to żebym była zabezpieczona.
Czy ja dobrze słyszę, że wieszczysz nam w nieodległej przyszłości więcej odwagi?
Tak, więcej odwagi.
Ja myślę, że będzie większy odsetek kobiet, które nie będą chciały żyć w przemocy, które będą chciały stanąć i zacząć coś swojego, mieć własne pieniądze, zacząć własny biznes jakikolwiek by on nie był, spróbować dołączyć do kogoś. Ja np. lubię pracować zespołowo. Zawsze tak było i jeśli ktoś do tej pory nie wiedział, że chce tak pracować to wiem, że będzie miał większe możliwości ku temu, żeby poznać taki model pracy. Ja wiem, że kobiety, tu nie chodzi też o wykształcenie. Kobiety nie są już takie zahukane jak kiedyś.
Nie ma wpajanych w wychowaniu kwestii, bo to jest twój mąż. Cokolwiek nie robi, bo tak ma być. U mnie było tak być. To jest, bo u nas nigdy nie było rozwodów, bo ja byłam zawsze najstarszą wnuczką i ja jak przyszłam mieszkać do Warszawy i zamieszkałam ze swoim przyszłym mężem to była tragedia. Dwadzieścia sześć- siedem lat temu. Potem moje kuzynki młodsze o 15 lata jak zaczęły mieszkać, w ogóle nawet nie z narzeczonymi i było OK. Nawet starsze pokolenie wyzbywa się takiego oceniania, a dziewczyny i kobiety przestają w ogóle myśleć o tym, że ktoś ich ocenia, tak.
To powiedz jak się do tej odważnej naszej przyszłości przygotować?
Bardzo ważne jest nie siedzieć. Nic się nie zmienia od na tyłku siedzenia, jak to się mówi. Więc dla mnie, ja wyznaję też drugą zasadę, to jest takie moje motto, jak ktoś chce szuka sposobu, jak nie chce szuka powodu. Ja zawsze szukałam sposobu na wyjście z każdej sytuacji. Jeśli się bałam, to okazywało się, że to mnie ta sparaliżowało, że ja w tym tkwiłam. Płakałam, tkwiłam, a to nie o to chodzi. Ja wiem, że są osoby, które będą płakać nad sobą, ale ja uważam, że cokolwiek w jakiejkolwiek sytuacji nie jesteśmy, to jak nie spróbujemy to się nie dowiemy.
Jak nie spróbujesz to się nie dowiesz, oczywiście że tak.
Można ponieść porażkę, po dwóch latach stwierdzić: to nie było dla mnie, ale wiesz, że spróbowałaś. Ale jakby się okazało po pięciu latach, że to coś się rozwija, miałaś pomysł na siebie, a ty nie skorzystałaś, nadal jesteś jak pięć lat temu.
To masz wtedy moralnego kaca.
Tak. Ja wiem gdzie byłam 5 lat temu, wiem gdzie jestem dzisiaj, a wiem gdzie chcę być za 5 lat. Zrozumiałam, troszkę długo do tego dochodziłam, ale dzisiaj jestem wyzwolona z tej niepełnosprawności i myślę zupełnie inaczej. I pojawiłam się, ja w sobie. Ula się pojawiła, jest Ula teraz. Są potrzeby mojego dziecko, ale jest Ula. Są potrzeby mojego męża, mojego drugiego syna, ale najpierw jestem ja i jeśli ja jestem zadowolona to oni są przeszczęśliwi.
Ula, ja mam gęsią skórkę.
Długo do tego dochodziłam, żeby odkryć siebie. Ale to śmieszne jest, jak ja pamiętam jak zaczęłam do męża mówić „nie możesz tak do mnie mówić”. Jak ja zaczęłam to nazywać słuchajcie, że pamiętam jedno zdanie, które ja wypowiedziałam, to wtedy zeszło ze mnie całe ciśnienie małżeństwa, takich tych spięć. Znasz mnie najbardziej na świecie, wiesz o mnie wszystko i tylko Ty wiesz jak mnie zranić, w jaką strunę strzelić i pamiętaj, że robisz to genialnie. Ja przeżywam to bardzo, nie szarp tego. Jak tylko to robił przez jakiś czas to przypominałam. Nie ma tego teraz. Troszkę to zajęło, ale nie ma tego teraz. Ja mówię to jest coś co mnie boli, to jest to jest moja porażka, idziesz w tym kierunku. Jak mam być smutna, mam się załamać, jesteś najlepszy w tym co robisz i się zastanawiał, ale to myślę, że to jest bardzo ważne uświadomić sobie, nie to, że ja siebie lubię to nie jest tak, że ja siebie akceptuje, a nie że siebie bardzo lubię, tak. Tylko ja wreszcie pomyślałam sobie, że całe życie ja dawałam, potrzebowałam dawać, a teraz chcę coś dla siebie też m.in. ten MLM jest dla siebie.
I ty też jesteś ważna w tej rodzinie.
Bardzo dobrze by było, żeby każda z nas odkryła. Kobieta, mała 12 latka, 10 latka nie ma to znaczenia ile ona ma lat, czy 60, że jesteś ważna. Dla mnie kobieta, która odchodzi od tyrana męża, po 60 latach małżeństwa, bo też się tak zdarza, to uważam, że to jest odważna kobieta, która nie ma czasu na to, żeby poczuć się, że że jesteś. Jedno mamy życie.
Mamy jedno życie.
Ja chcę tak je przeżyć, żeby było mi dobrze. A przy okazji jest, na około wszyscy są zadowoleni. Tak, taką mam zasadę.
Cudowna, bierzemy Twoją zasadę. Słuchaj, przedostatnie pytanie. Przedsiębiorczynie i profesjonalistki, które nas słuchają idą w świat. Do czego chciałabyś je zachęcić? Oczywiście jeżeli chodzi o negocjacje, aby było im łatwiej osiągać swoje cele.
Ja powiem jedną historię. Mam koleżankę, z którą uczyłam się w podstawówce, z którą się kumpluje do dziś. Ta koleżanka ma niepełnosprawnego syna. Dostała ode mnie, jej syn jest starszy, ale ja jestem z wielkiego miasta, więc mnie było łatwiej. Dostała ode mnie setki gotowców tak zwanych. Pism do urzędów, co masz zrobić ,co masz powiedzieć, jakie są ustawy, co ci pomoże, jakie są procedury. Nie korzysta z tego, w ogóle z tego nie korzysta. I jeśli ktoś nam coś podpowiada, coś dobrego dla nas i my tego nie bierzemy, żeby ułatwić sobie nawet funkcjonowanie, to z biegiem czasu nie będzie łatwiej i nie będzie lżej.
Jeśli chcemy wyjść z jakiejś trudnej sytuacji, czy nawet finansowej to musimy skorzystać z porady kogoś, kto staje na naszej drodze. Może to być najgłupsza rzecz. Mi się wydawało, że MLM to będzie najgłupsza rzecz, co mnie w ogóle w życiu spotkało. Ale jeśli ten ktoś nie skorzysta z rad kogoś, kto już wyważył te drzwi, gdzie zrobił pewne poczynania, no cokolwiek, tak. Jeżeli to funkcjonuje, a ty z tego nie skorzystasz, no to jest naprawdę trudno, bo zostaniesz już w takiej formie zostaniesz do końca życia. Będziesz całe życie nad sobą się użalała, płakała, no i giniesz.
Dla mnie taki człowiek od środka, nie umiera, gaśnie tak powiem.
Wypala się.
On już jest wypalony dawno, tylko on gaśnie, gaśnie po kolei. Rezygnując z siebie ze wszystkiego co może jeszcze osiągnąć.
Okej, ducha nie gaście. Dzięki Ci Ula. Ula na zakończenie powiedz gdzie cię znaleźć, bo myślę, że niejednej osobie przyda się to co mówiłaś i o fundacji i o swojej działalności, o swoich doświadczeniach jako mama niepełnosprawnego chłopca, ale też jako kobieta, która postanowiła żyć swoim życiem. Gdzie cię szukać? A i może ktoś będzie chciał kupić fajne kosmetyki.
To znaczy nawet nie kupić. Jeśli chodzi o biznes, który prowadzę MLM, to jest własny biznes, na moich własnych warunkach. Ja decyduję ile zarabiam, z kim się spotykam i to jest firma Arbonne i powiem szczerze, że jeśli ktoś nie ma pomysłu na siebie, a żadna inwestycja 149 zł rejestracja, bo tyle to mnie kosztowało, to zachęcam do tego żeby stanąć na nogach i poczuć swobodę jeśli chodzi o swobodę finansową. Jeśli chodzi o niepełnosprawność to Fundacja Akcja i zawsze można do mnie, tam jest telefon, można do mnie zadzwonić. Jestem fundatorem, więc tam na stronie na Facebooku można nas znaleźć. Niedługo będzie strona www, więc też odsyłam. Jeśli ktokolwiek będzie chciał jakiekolwiek uzyskać informacje, oczywiście przez ciebie Kamila, jak najbardziej możesz podać telefon. Ja jestem zawsze chętna. Najbardziej z tego wszystkiego zachęcam osoby do tego, żeby stanąć na własnych nogach. Mieć własne finanse niech to będzie 400 zł czy 4 tysiące czy 14 czy 40, bo tak się też zdarza. Naprawdę to wszystko dziewczyny działa, naprawdę to działa i można to zrobić w każdym wieku, nie ma ograniczeń.
Pamiętam. Miałam 40 lat jak stanęłam, no trochę już dawno temu jak stanęłam na stoku narciarskim pierwszy raz w życiu.
WOW, w wieku 40 lat, super!
Wyobraźcie sobie co się wydarzyło. Stanął przede mną 70 letni instruktor i pyta się mnie „Czy kiedyś gdzieś jeździłam?” ja mówię: „nie, pierwszy raz w życiu”. „Tak późno, taka stara i ty na nartach stoisz?”. Słuchajcie pojeździłam 2 lata, nie byłam w stanie tego z głowy wykrzesać, że ja tak późno i taka stara stanęłam. Więc jest bardzo ważne, co ktoś nam kiedyś powiedział, co my mamy w głowie. Ja powinnam dzisiaj, mając trochę więcej niż 40 lat, nadal cieszyć się, bo kondycyjnie jest nieźle.
Nadal cieszyć się tym szusowaniem, to ja przy każdym skręcie myślę nadal, że jestem za stara. Nigdy w takich stereotypów, które ubrały wam babcie czy mamy, czy usłyszeliście od kogoś, cokolwiek, czy nawet dyrektor was jakiś tam potraktował tak a nie inaczej. Nie miejcie tego w głowie, bo to nie wy. Wyjdźcie w ogóle z tego, że nie można. Można, można.
To są przekonania, oczywiście.
Tak, bo ja też uważam, że pozytywne myślenie jest bardzo ważne, bo przyciągamy. Opowiem wam jedną historię. Kiedyś jak spotkałam mojego męża nie znając go jeszcze, to był taki moment, że on mnie zapytał o coś i okazało się, że mamy wspólną znajomą. Ja sobie pomyślałam wtedy „jak ty znasz Baśkę to ty jesteś mój”. Ja to sobie pomyślałam, że to będzie mój chłopak, że to będzie mój mąż. Tak się stało i nie robiłam wiele. Po prostu, po prostu wiedziałam, że tak będzie. Jak sobie o czymś pomyślicie czy tak będzie. Teraz uważam, że będę się świetnie rozwijała w mojej fundacji i w moim MLM. Tak jest, po prostu samo się dzieje, ale tylko dlatego, że ja w to wierzę. Samo przekonanie. Nic się nie robi samo. Trzeba trochę popracować, ale jednocześnie, tak trzeba myśleć pozytywnie. Idąc do urzędu idę do Marysi, do pani Marysi i z panią Marysią załatwię wszystko. Oczywiście gadając.
Z moją ziomeczką Marysią załatwię wszystko.
Gadają, tłumacząc, ale to jest do zrobienia.
Cudowne Ula. Bardzo, bardzo Ci dziękuję za to spotkanie, za tą rozmowę. Wiem, że przed tobą kolejne wyzwania jeszcze dzisiaj, więc kończymy. Dziękuję Ci.
Dziękuję.
Jest co brać. Bardzo Ci dziękuję.
Dziękuję.
I to tyle w dzisiejszej audycji. Ale nie żegnam się z tobą tylko zapraszam do analizy narzędzi o których mówił mój dzisiejszy gość. Znajdziesz ją w newsletterze „Kobieta i argumenty”, a na newsletter możesz zapisać się na www.kobietaiargumenty.pl
Newsletter o negocjacjach w kobiecym wydaniu.
Podaj adres e-mail, na który regularnie wyślę Ci materiały o negocjacjach w kobiecym wydaniu!
Uwaga ważne! Musisz kliknąć przycisk w pierwszej wiadomości, by potwierdzić swój adres! Jeśli wiadomość nie przychodzi, sprawdź foldery „spam” i „oferty”.
You have successfully joined our subscriber list.
Newsletter o negocjacjach w kobiecym wydaniu.
Podaj adres e-mail, na który regularnie wyślę Ci materiały o negocjacjach w kobiecym wydaniu!
Uwaga ważne! Musisz kliknąć przycisk w pierwszej wiadomości, by potwierdzić swój adres! Jeśli wiadomość nie przychodzi, sprawdź foldery „spam” i „oferty”.
You have successfully joined our subscriber list.